Piątek 13-tego kojarzy się z dwoma rzeczami: pechem i slasherem. W pecha w ten dzień nie wierzę, więc przyjrzyjmy się popularnemu gatunkowi filmów grozy. Oto TOP 10 moich ulubionych slasherów.
Slasher (ang. slash – ciąć) – rodzaj horroru filmowego o fabule, w której liczba bohaterów zmniejsza się w „dziwnych” okolicznościach. Slashery spotykały się z ogromną aprobatą szczególnie w latach 70. i 80. XX wieku. Obecnie, pomimo dalszej popularności, powstaje ich coraz mniej. (pl.wikipedia.org)
10. I know what you did last summer (Koszmar minionego lata, 1997)
Film powstał na kanwie popularności „Scream” Wesa Cravena, ale w przeciwieństwie do wielu innych wydawanych w tym czasie slasherów, ten naprawdę trzymał poziom. Gromadka młodych bohaterów (w tym wiele znanych twarzy), facet z hakiem prosto z miejskich (czy raczej nadmorskich) legend, tajemnica i ładna sceneria – klasyczny motyw w niezłym opakowaniu.
Zobacz także: Czy wiesz że… Alien którego nie było
9. The Hills Have Eyes (Wzgórza mają oczy, 2006)
Jeden z bardziej udanych remake’ów, tym bardziej że dotyczy niezbyt lubianego przeze mnie oryginału Wesa Cravena. Francuski reżyser Alexandre Aja moim zdaniem o wiele lepiej uchwycił klimat zaszczucia, a większy budżet uchronił go przed tandetą, która tak bardzo raziła mnie w pierwowzorze.
Zobacz także: TOP 10: Najlepsze seriale 2017
8. Fritt vilt (Hotel zła, 2006)
Norweski horror, który garściami czerpie z klasycznych slasherów. Robi to jednak wzorowo, gdyż dzięki ciekawej lokacji, klimat jest niezwykle przytłaczający. Dla fanów „mroźnych” horrorów, pozycja obowiązkowa.
Zobacz także: TOP 10: Moje ulubione gry
7. Haute tension (Blady strach, 2003)
Hit, który otworzył drzwi do Hollywood reżyserowi Alexandre Aja oraz przywrócił zainteresowanie francuskimi horrorami. Francuzi zasłynęli w ciągu następnych lat dość brutalnymi produkcjami, więc nie inaczej było i z tym filmem. Ale poza sporą ilością drastycznych scen, slasher ten zaserwował nam solidną dawkę napięcia i niezły twist w finale.
Zobacz także: Stranger Things, level: hardcore [recenzja: To]
6. Wolf Creek (2005)
Australijski horror, który w pierwszym akcie potrafi bardzo zmylić. Co początkowo wygląda na obyczajowy road movie o przyjaźni i zauroczeniu, z czasem przeradza się w pełnokrwisty slasher. Co więcej, film był inspirowany prawdziwym porwaniem brytyjskich turystów podróżujących z plecakiem (tzw. backpacking), a także kilkoma australijskimi seryjnymi mordercami.
Zobacz także: Prawie jak laleczka Chucky [recenzja: Annabelle: Narodziny zła]
5. Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon (2006)
Pozycja inspirująca się popularnym „Scream”, gdyż rozkłada gatunek na czynniki pierwsze. Robi to równie prześmiewczo, aczkolwiek podchodzi do tematu od drugiej strony – psychopata sam nam opowiada, czym się inspiruje, wybierając ofiary, jak się przygotowuje do akcji itd. Z jednej strony paradokument, z drugiej klasyczny slasher – must see!
Zobacz także: Zwiedzamy: MONTREAL, komiksy oraz sztuka ulicy
4. The Cabin in the Woods (Dom w głębi lasu, 2012)
Zapowiada się na typowy slasher, by już po chwili dać widzowi po pysku. Szalona jazda bez trzymanki, która w swoisty sposób pokazuje kulisy gatunku. Z jednej strony nie możemy być niczego pewni, a z drugiej dostajemy dosłownie wszystko. Joss Whedon bez dwóch zdań dał w scenariuszu upust swoim horrorowym fantazjom.
Zobacz także: Szklanka krwi dla każdego wampira! [recenzja: Vampyr]
3. Scream (Krzyk, 1996)
Kultowa pozycja, po której lekko przygaszająca gwiazda Wesa Cravena rozbłysła ze zdwojoną siłą, a film zapisał się w popkulturze na wieki. Pastisz w najlepszym wydaniu, będący swoistą instrukcją obsługi dla każdego żółtodzioba, pierwszy raz słyszącego słowo „slasher”. Gwiazdorska (z dzisiejszej perspektywy) obsada, humor i napięcie do granic wytrzymałości – jeden z tych horrorów, który można oglądać wielokrotnie i nigdy się nie zestarzeje.
Zobacz także: Z piekła rodem [RECENZJA Hellboy tom 1]
2. A Nightmare on Elm Street (Koszmar z ulicy Wiązów, 1984)
Nie bez powodu tyle w tym zestawieniu Wesa Cravena. Jeden z ulubionych horrorów mojego dzieciństwa – co prawda troszkę trąci już myszką, ale i tak wypada o niebo lepiej od jego współczesnego remake’u. Do tego niezastąpiony w głównej roli Robert Englund, debiut Johnny’ego Deppa, a na czele urocza Heather Langenkamp, która niestety wielkiej kariery aktorskiej nie zrobiła. Raz, dwa, Freddy już Cię ma…
Zobacz także: TOP 10: found footage
1. Halloween (1978)
Absolutny klasyk w reżyserii Johna Carpentera. Suspens jest budowany po mistrzowsku nie tylko za pomocą powolnych (nie nudnych!) scen, ale także dzięki oszczędnej w dźwięki muzyce. A co najciekawsze, film był całkowicie pozbawiony efektów gore i tryskającej krwi, z czego przecież zasłynął ten gatunek (na co wskazuje nawet sama nazwa). Po latach Rob Zombie nakręcił niezły remake, ale do mistrza trochę mu jednak zabrakło.
TO NIE KONIEC…
Warto wspomnieć:
Friday the 13th (1980) – zdziwieni, że nie ma tej pozycji w moim top 10? Doceniam tę produkcję za to, co wniosła do gatunku, ale nigdy nie byłem fanem serii.
The Texas Chain Saw Massacre (1974) – kolejna produkcja, którą doceniam i nawet lubię, ale groteskowy momentami slasher Tobe’a Hoopera nie jest tak bardzo bliski memu sercu. Za to remake ogląda się już przyjemniej 😉.
Psycho (1960) – przez wielu uznawany za protoplastę slasherów.
Scary Movie (2000) – świetna parodia „Scream”, który przecież już sam w sobie jest niejako parodią gatunku.
Severance (2006) – niezła brytyjska komedia, która fajnie wykorzystuje slasherowy motyw.
/Ireneusz Podsobiński
6 uwag do wpisu “TOP 10: Najlepsze slashery”